Dlaczego musimy być najlepsi?

Zauważyłaś, że kiedy kilkuletnie dziecko jest z siebie dumne w większości przypadków opowie o swoim sukcesie wprost? Na przykład stwierdzi, że udało mu się wysoko podskoczyć, albo zauważy, że pięknie tańczy.

Dopiero u nieco starszych dzieci zaczynają pojawiać się stwierdzenia typu: zrobiłam lepszą babkę z piasku, niż Zosia. W wieku szkolnym problem oceniania siebie przez pryzmat sukcesów innych zaczyna się pogłębiać. Dzieci coraz mniej mówią o tym co udało im się zrealizować, a coraz częściej zderzają to z osiągnięciami innych. Nie ma już znaczenia sama wysokość podskoku, ważne jest natomiast czy był on lepszy od innych.

Jako rodzice wiemy, że trzeba doceniać dzieci i wzmacniać w nich poczucie własnej wartości , dlatego kiedy dumnie opowiadają, że zrobiły coś lepiej od innych, my chętnie przyklaskujemy i chwalimy za super wynik.  Z czasem, okazuje się, że porównania są w naszym życiu na porządku dziennym.

Zupełnie nieświadomie komentujemy poczynania dziecka ustawiając je w jakiejś hierarchii, w której ktoś coś zrobił lepiej, ktoś coś zrobił gorzej. Zarówno my, jak i dzieci zdajemy się nie zauważać konkretnego wyniku, a przynajmniej nie potrafimy go docenić, dopóki nie zestawimy go z rezultatem uzyskanym przez kogoś innego. Na przykład trudno jest nam ocenić czy nasze dziecko czyta poprawnie, bez sprawdzenia jak czytają inne dzieci. Dlatego nieustannie szukamy punktu odniesienia i jakichś niewidocznych norm, które upewnią nas, że nasze dzieci rozwijają się prawidłowo i nie odbiegają od standardu.

Dlaczego wciąż porównujemy?

Dzieje się tak między innymi dlatego, że nas samych wychowano w duchu rywalizacji i ciągłego porównywania z innymi, ale to nie jest jedyny powód.

Obecnie już od pierwszych dni życia dziecka cały system skierowany na jego opiekę wytycza jedyne słuszne drogi, którymi powinno podążać prawidłowo rozwijające się dziecko. I tak w pierwszych momentach życia pojawia się skala Apgar, potem siatki centylowe i regularne bilanse dwu-, cztero-, czy sześciolatków, a ostatecznie do porównań służą nam średnie ocen i wyniki egzaminów.

Na placach zabaw nieustannie słychać rozmowy o tym, w jakim wieku dziecko powinno samodzielnie siedzieć, kiedy postawić pierwszy krok, a kiedy wypowiadać się pełnymi zdaniami. Zupełnie ignorujemy fakt różnić indywidualnych i różnego tempa rozwoju.

W kwestii porównań potrafimy dochodzić do skrajnych absurdów, jakim jest na przykład porównywanie stolców u dzieci w podobnym wieku. Czy komukolwiek przyszło do głowy czynić takie porównania między dorosłymi?

Szukając punktów odniesienia w każdej możliwej sytuacji, zupełnie nieświadomie dajemy się wpędzić w wir porównań, z którego trudno jest się wydostać, a każdy kolejny etap rozwoju dziecka zasysa nas w niego jeszcze bardziej.

Moment rozpoczęcia edukacji szkolnej zdaje się być kulminacją porównań, które mają zweryfikować czy nasze dziecko jest gotowe na naukę. A potem rusza lawina ocen, która efektem kuli śnieżnej zdaje się być już nie do zatrzymania.

Do czego prowadzą porównania i próba dopasowania do standardu?

mały lekarz

To właśnie z powodu porównań większość z nas ma kłopot w ocenie tego w czym jesteśmy dobrzy, a nawet co lubimy robić. Potrafimy natomiast bez mrugnięcia okiem ocenić w czym jesteśmy lepsi, lub gorsi od innych.

Tym sposobem ważne decyzje dotyczące naszego życia podejmujemy w oparciu o mało istotne kryteria. Przykładowo w momencie wyboru dalszej ścieżki kształcenia kierujemy się dotychczasowymi wynikami w jakiejś dziedzinie na tle grupy, zamiast wybierać drogę zgodną z naszymi predyspozycjami i preferencjami. I tak dzieci, które uzyskują lepsze od innych wyniki w biologii i chemii, decydują się na kierunki medyczne, mimo że ani ich naturalne predyspozycje, ani preferencje nie predestynują ich do pracy w takich zawodach.

To zresztą jeden z powodów, przez które młodzież często rzuca studia w połowie, lub kilkukrotnie zmienia kierunek kształcenia. Jeśli jednak nauczeni bycia konsekwentnym zdecydują się na pracę w tak wybranym zawodzie, szybko dotyka ich znużenie, brak satysfakcji, a nawet wypalenie zawodowe.

Rozejrzyj się wokół siebie i zastanów się ile osób jesteś w stanie wskazać, które pracują w wyuczonym zawodzie, dlatego, że jest to ich pasja, lub po prostu praca ta daje im satysfakcję? Prawdopodobnie niewiele. Za to tych, którzy nie pracują w wyuczonym zawodzie, lub pracują w nim i nie są z tego faktu zadowoleni znajdziesz zapewne całkiem sporo.

Decyzje dotyczące edukacji powinny wychodzić z wewnętrznych przekonań, a nie zewnętrznych opinii

Czy tak jest?

Rzadko.

Wiele dzieci wybiera ścieżkę kształcenia spełniając oczekiwania rodziców. Czasem realizując ich aspiracje, a czasem po prostu z braku innych pomysłów.

Duża grupa kieruje się stopniem dopasowania do jakichś norm, na przykład dobre oceny z matematyki (hipotetycznie ) są wyznacznikiem ścieżki dla przyszłego inżyniera.

Tylko niewielki procent osób decyduje się na podążanie za własnymi przekonaniami. Ta droga wymaga siły i determinacji w działaniu. Ostatecznie też sukces w takiej własnej drodze, jest słodko -gorzki.  Znam sporo osób, które mimo swojej skuteczności i satysfakcji z wykonywanej pracy, do dziś słyszą od swoich bliskich, że zmarnowali swoją szansę, bo mogli być lekarzami, czy prawnikami. Tak jakby wyłącznie te zawody były gwarancją sukcesu…

Dlaczego musimy być najlepsi? I czym jest owa “najlepszość” ?

Wychowani w duchu rywalizacji, nieustannie próbując sprostać oczekiwaniom, nawet tym nie do końca zdefiniowanym, nauczyliśmy się pasować do otoczenia. Dziś podobną presję kierujemy na nasze dzieci. Robimy to, ponieważ wydaje nam się, że bycie najlepszym zgodnie z ogólnie przyjętymi normami, da naszym dzieciom spokojne i dostatnie życie.

 Chciałabym jednak, żebyś pamiętała, że za każdym razem, gdy porównujesz dziecko do kogoś innego, lub do jakichś ogólnoprzyjętych norm, utrudniasz mu znalezienie własnej drogi, która pozwoli mu być po prostu sobą.

Czy nie jest tak, że najlepsi jesteśmy dokładnie tacy, jacy jesteśmy?

Nie musimy idealnie pasować do sztucznie i sztywno wytyczonych norm, żeby realizować marzenia i czuć się szczęśliwymi.

Nasze dzieci też nie muszą, dlatego warto odpuścić i pozwolić im być sobą.