Bunt nastolatka to trudne wyzwanie stojące przed każdym rodzicem.
Dzisiaj opowiem Ci o naszym buncie. Historia o tym, jak zgubiłam dziecko.
A zaczęło się od :
– Mamo, mogę iść na rower?- zapytał
-Tak synu. Za ile wrócisz?
– Za pół godziny.
-Ok.
I pojechał.
Bez telefonu. Bez kurtki. Bez dokumentów.
Gdy zorientowałam się, że się spóźnia, uznałam, że to nic, w końcu to „zdarza się najlepszym”. A ponieważ jemu się dotychczas nie zdarzyło, to postanowiłam nie robić z tego powodu afery.
Po godzinie zaczęłam się zastanawiać czy coś się przypadkiem nie stało. Mąż uspokajał mnie, twierdząc, że syn na pewno zaraz wróci. Po 2 godzinach spędzonych z nosem przyklejonym do kuchennego okna ubrałam się, wsiadłam w samochód i ruszyłam na poszukiwania. Mieszkamy na wsi, więc odległości od kolejnych domów są większe niż na blokowisku. Pojechałam pod szkołę. Nikt go nie widział. Na najbliższym orliku też nie. U znajomych i sąsiadów też nie.
Zaczynałam wpadać w panikę
Przejeżdżająca na sygnale karetka uruchomiła moją wyobraźnię tak mocno, że czułam jak tracę grunt pod nogami. Wróciłam pod dom. Wciąż go nie było.
-Nie panikuj- mówił mąż
Ale ja znam swoje dziecko. To nie w jego stylu. Zadzwoniłby, gdyby miał jak.
-Coś się musiało stać- pomyślałam i poczułam w sobie falę rozpaczy, którą ciężko opisać komuś, kto nie martwił się jeszcze o zdrowie i życie swojego dziecka.
Został jeden niesprawdzony dom znajomych. Zupełnie w drugą stronę. W innej miejscowości. Nie odbierali telefonu, więc sądziłam, że nie ma ich w domu. Wsiadłam ponownie w samochód i ruszyłam. Nie chcę Wam mówić co kotłowało się w mojej głowie.
Mieszanka gniewu, bezradności i strachu dawała mi niezłego kopa.
Znaleziona zguba
Gdy zobaczyłam go grającego w piłkę, kamień spadł mi z serca. Wysiadłam z samochodu, spojrzałam na niego, a on już wiedział o co chodzi.
– Przepraszam- wydusił, po czym założył plecak, wsiadł na rower i odjechał w kierunku domu.
Nie wiem jak wyglądałam, ani jaką miałam minę, ale babcia chłopców, z którymi mój syn spędzał czas, była wystraszona i przepraszała mnie, że nie dała znać o jego niespodziewanej wizycie.
Wróciłam do domu i rozpłakałam się.
Po chwili wrócił mój pierworodny. Był lekko zdezorientowany, ale odważnie usiadł obok i czekał na swój wyrok. Przytuliłam go i rozpłakałam się od nowa.
Nie było sensu wyciągać konsekwencji. Dawać zakazów, nakazów, krzyczeć, złościć się. Wiedziałam, że to nic nie da. W końcu on ma dziesięć lat i jedyne co tym wywołam, to bunt.
– Co się stało? Dlaczego chociaż nie zadzwoniłeś? – pytałam w kółko…
– Mamo, przepraszam. Zapomniałem się – odpowiedział.
Opowiedziałam mu więc co się stało ze mną po tym, jak on się zagapił.
O panice. Poszukiwaniach. Rozpaczy. Złości. I wreszcie o przerażeniu.
Opowiadałam i płakałam. Płakał ze mną.
Od tamtej pory nigdy więcej tego nie zrobił. Nigdy się nie zagapił. Zawsze dzwoni, gdy ma się spóźnić. Zawsze pyta czy może zostać dłużej.
Nie dlatego, że boi się konsekwencji. Tylko dlatego, że nie chce, żebym przeżyła jeszcze raz to, co tamtego dnia.
Złe zachowanie wymaga karania ?
Często w takich sytuacjach mamy tendencję do demonizowania naszych dzieci.
Niech pierwsza rzuci kamieniem ta z Was, która nigdy nie pomyślała, że dziecko zrobiło coś z czystej złośliwości, tak na przekór nam. A gdy już ocenimy, że działanie dziecka było nam na złość, to mamy ochotę je ukarać. Bez pytania o prawdziwe powody jego zachowania.
Zdarza się, że kierowane emocjami wyrzucamy z siebie dużo zbędnych słów. Dajemy bana na wszystko, co dla dziecka ważne: tablet, Internet, Xbox, wyjścia ze znajomymi…
Nie ważne co! Byle bolało. Niech odczuje to, co my czułyśmy, gdy on łamał zasady.
Tylko po co? Fakt, że daje nam to chwilową ulgę niczego nie zmienia.
A może tym działaniem odzyskujemy władzę i poczucie, że dziecko następnym razem nie wejdzie nam na głowę? Tylko czy na pewno?
Jedyne co tym zbudujemy to dystans z naszym potomkiem.
Co więc robić?
Poczekaj aż emocje miną
To ważniejsze niż myślisz.
Wyrzuć z siebie pokłady nagromadzonej energii (złości, frustracji, strachu, rozpaczy etc.), ale wyrzuć je zanim skonfrontujesz się z dzieckiem. Inaczej ta energia znajdzie ujście w Twoim zachowaniu wobec niego. A już ustaliłyśmy, że działanie wet za wet, nie ma sensu.
Ja w tej konkretnej sytuacji rozpłakałam się, ale zdarza się, że wychodzę z pokoju i warczę …
( Mój mąż twierdzi, że to ryk lwa 😀 Któż wie co to za melodia, ale najważniejsze, że mi pomaga)
Zaufaj dziecku.
Zapytaj je dlaczego tak się zachowało i wysłuchaj odpowiedzi. Nie tylko uszami, ale też racjonalnym umysłem.
Usłysz co mówi, a potem zadaj sobie pytanie, czy Tobie przypadkiem nie zdarzyło się kiedyś to samo?
Ja często jak rozmawiam z dzieckiem o takich sytuacjach, widzę samą siebie sprzed dwudziestu lat. Widzę, że nie miałam złych intencji, ale widzę też surową karę ze strony rodziców.
To poczucie niesprawiedliwości sprzed lat pomaga mi znaleźć inne, lepsze rozwiązanie na daną sytuację dzisiaj.
Jakie?
Bądź szczera
Często chcemy stworzyć dzieciom wyidealizowany obraz rodzica. Tak jakbyśmy nie miały emocji, nie ponosiły porażek, nie popełniały błędów.
Trudno jest dziecku nawiązać relacje z takim wszystkowiedzącym, idealnym rodzicem. To stawia przed nim wysoką poprzeczkę, bo ono samo zaczyna oczekiwać od siebie idealnej postawy.
Znasz kogoś idealnego? Ja nie. To dlaczego udajemy, że jest inaczej?
Dlaczego oczekujemy od siebie i dzieci spełniania wszystkich najwyższych standardów?
Opowiedz dziecku o swoich uczuciach
Uwierz mi, że bez względu na to, czy ma trzy, czy piętnaście lat, to zrobi to na nim wrażenie. Dlaczego? Bo to jest prawdziwe.
Bo dziecko zna świat realnych emocji, więc łatwiej mu przez ich pryzmat zrozumieć Twoje zachowanie.
Twoje dziecko kocha Cię nie mniej niż Ty je. Daj mu szansę. Ono nie ma złych intencji.
Dlatego proszę, bądź dla niego taka, jaka chciałabyś, żeby on był dla Ciebie. Prawdziwa, szczera, uczciwa. To procentuje.
Dziecko nie potrzebuje idealnego, wszechwiedzącego rodzica.
Ono potrzebuje Ciebie.
…
Jestem z Tobą.
Marcelina,