Mam w sobie dzisiaj dużo złości podszytej bezsilnością wobec krzywdy jaka na moich oczach czyniona jest dzieciom.
Mam tu na myśli zjawisko masowe! Ba! Może nawet powszechne!
Szczerze?
Jestem tym przerażona!
Czy gdybym zapytała Cię wprost, czy krzywdzisz swoje dziecko, to zaprzeczyłabyś?
Zakładam, że tak.
Zapytam więc inaczej:
Czy zdarzało Ci się odrabiać lekcje za Twoje dziecko?
Czy pomagałaś mu pisać sprawdziany w okresie edukacji zdalnej?
Czy sprawdzałaś poprawność odpowiedzi na klasówce, przed wysłaniem ich do nauczyciela?
Czy realizowałaś uczniowskie zadania, postawione przed Twoim dzieckiem?
Czy aktywnie uczestniczyłaś w konkursach dla uczniów przeprowadzanych on-line?
Być może to będzie dla Ciebie trudne, ale ktoś w końcu musi to powiedzieć głośno. Jeśli na którekolwiek z powyższych pytań odpowiedziałaś twierdząco, to owszem wyrządzasz krzywdę swojemu dziecku.
Samodzielni inaczej
Zaczynałam pisać ten artykuł kilka razy. Zupełnie nie wiedząc jak ugryźć temat, żeby wybrzmiał wystarczająco dobitnie, jednocześnie wywołując refleksję, a nie poczucie winy.
Jestem ostatnia, żeby oceniać innych. Każdego dnia staram się widzieć szerszą perspektywę, niż ta, którą widać na pierwszy rzut oka. Jednak w tym wypadku po prostu cisną mi się na usta różne słowa, których nie wypada mówić na głos…
Wyniki międzynarodowego konkursu matematycznego Kangur przelały szalę goryczy, która wzbierała we mnie przez ostatnie tygodnie. W ubiegłym roku, gdy konkurs odbywał się w szkolnych murach, 8 ośmiolatków w naszym kraju napisało go bezbłędnie. W tym roku, gdy konkurs realizowany był zdalnie, wynik maksymalny uzyskało 3152 uczniów w tym wieku…
Niestety nie uwierzę w geniusz rocznika, ani w zaniżony poziom testu.
Nie dzieci pisały ten test, tylko dorośli.
Nie dzieci uzyskały ten wynik, tylko dorośli.
Nie dla dorosłych był ten konkurs, ale dla dzieci.
Nawaliliśmy. Jako rodzice i jako dorośli….
I mimo, że nie mam w tej kwestii nic na sumieniu, to jest mi wstyd za to, co pokazaliśmy naszym dzieciom.
Chciałabym Ci powiedzieć dlaczego ta krzywda odbije się wielkim echem na życiu dzieci, które jej doświadczyły, ale szczerze, nie mam na to siły. Przytoczę Ci więc historię Jasia, która mam nadzieje pomoże Ci wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Jaś był dobrym uczniem.
Każdego roku przynosił świadectwo z wyróżnieniem, a w szkole stawiany był za wzór do naśladowania. Zawsze odrobione lekcje, odpowiednio spakowany plecak, przygotowane materiały na plastykę i nienagannie złożony strój na zajęcia gimnastyczne. Jaś wyrastał w przekonaniu, że spełnia wszystkie standardy i oczekiwania, idealnie pasuje do ram, w których ma żyć. Podstawówkę skończył z bardzo dobrymi wynikami, mógł więc rozpocząć naukę w jednym z najlepszych liceów w okolicy. Już w pierwszym tygodniu złapał kilka słabych ocen, ale nie tracił rezonu mimo, że rodzice ewidentnie byli zawiedzeni tymi wynikami. Gdy pod koniec semestru okazało się, że w dzienniku przy jego nazwisku wisi sporo jedynek za brak pracy domowej, wściekli się nie na żarty.
Doszło do ostrej wymiany zdań, w której i Jan i rodzice wylewali wzajemne żale i oskarżenia. Chłopak w swoim odczuciu został zostawiony sam sobie, nikt mu już nie pakował plecaka i nie pomagał w odrabianiu lekcji, nawet strój na wf musiał prasować sobie sam, chociaż nikt z nim tego nie ustalił. Rodzice znowu złościli się, że Jan jest już prawie dorosły i przecież nie mogą go wyręczać do końca życia!
Konflikt rósł. Bunt w młodym człowieku narastał. To nagłe usamodzielnianie go wywołało w nim poczucie krzywdy. Początkowo czuł się opuszczony i pozostawiony sam sobie, z czasem nabrał do rodziców dystansu i uznał, że nie można im ufać.
Ostatecznie szkołę średnią ukończył ze słabymi wynikami, postanowił więc na tym poziome zakończyć edukację, uznając, że tak w gruncie rzeczy do niczego się nie nadaje i na nikogo nie może liczyć.
Z czasem podjął pracę w miejscu, w którym nie ponosi dużej odpowiedzialności za realizację zadań, to proste czynności, w których trudno się pomylić. Praca nie daje mu satysfakcji, ani fortuny, ale gwarantuje bezpieczeństwo. Nikt tu się go nie czepia i nie stawia zbyt wysokich wymagań.
Obecnie kontakt Jana z rodzicami ogranicza się do świątecznych wizyt, które wypełnione są nieco naciąganą uprzejmością. Jan ma żal do rodziców, a rodzice do Jana.
Po latach nikt nie jest winny, został tylko niesmak i nieco pustki.
Czasem, gdy zwracam rodzicom uwagę, że wyręczanie dziecka to zgubna strategia, słyszę w odpowiedzi:
–Oj Marcelina, to tylko jedno zadanie–
lub
–To głupia praca plastyczna. Daj spokój!–
albo
– Muszę jej pomóc z matematyką, bo bez tego sobie nie poradzi!-
Musisz wiedzieć, że takie działanie to:
minus 100 do poczucia własnej wartości Twojego dziecka.
minus 100 do kształtującej się w nim uczciwości i praworządności.
minus 100 do brania przez nie odpowiedzialności za własne działania.
minus 100 do obowiązkowości i realizacji swoich zadań.
minus 100 do świadomości, że jestem wystarczająco dobry, by zrobić to samodzielnie.
minus 100 do umiejętności ponoszenia konsekwencji za własne czyny.
minus 100 do kształtowania stabilnych podstaw do dorosłości,
Że nie wspomnę o minus 100 do poziomu zdobytej w tym zadaniu wiedzy i minus 100 do realnego zaufania do siebie i do innych.
Tego chcemy dla naszych dzieci?
Na koniec mam do Ciebie prośbę. Gdy następnym razem zdecydujesz się na zrealizowanie ZA DZIECKO jego obowiązku, bez względu na to, czy to jest praca domowa, czy udzielenie odpowiedzi na sprawdzianie, przyjrzyj mu się dokładnie. Bo ono dorośnie, wyrośnie na dorosłego mężczyznę, lub kobietę.
Dorosłego, ale nie dojrzałego człowieka.
Więc jak mu się tak przyjrzysz, to wyobraź sobie analogiczną sytuację za dwadzieścia lat, kiedy wyzwaniem przed którym stanie nie będzie już proste matematyczne zadanie do rozwiązania, ale poważny problem dorosłego człowieka.
Być może myślisz teraz, że przecież zawsze będzie mógł (mogła) na Ciebie liczyć.
Takie myślenie jest zgubne, bo o wiele trudniej jest wyręczać syna w byciu mężem, ojcem i partnerem, niż rozwiązać za niego kilka szkolnych zadań…
Ale nawet jeśli przyjmiemy, że będziesz go wyręczać zawsze, gdy zaistnieje taka potrzeba, to powiedz mi:
Czy zamierzasz żyć wiecznie?
Nie patrz wstecz, bo co się stało, to się nie odstanie. Spójrz na przód i poszukaj konstruktywnych rozwiązań na to, by Twoje dziecko rosło w siłę biorąc odpowiedzialność za siebie i swoją rzeczywistość. Nigdy nie jest za późno na zmiany.
Pamiętaj, że ja zawsze jestem po Twojej stronie.
Ściskam,
Marcelina
PS. Najlepiej jest zacząć usamodzielniać dziecko od małych, ale istotnych rzeczy, dlatego przygotowałam dla Ciebie bezpłatny pdf: Co zrobić, żeby dziecko samo sprzątało swój pokój. Możesz go pobrać TUTAJ.