Dzień 1. Piątek
Wieczór. Niespodziewanie w moich drzwiach staje Ola. Pod pachą trzyma pudełko moich ulubionych czekoladek, a w ręce różowe wino.
Cześć– mówi.
Cześć– odpowiadam i ustępuję jej w wejściu do środka.
Zamykam drzwi.
Ola w milczeniu ściąga kurtkę, idzie do mojej szafki z lampkami, wyciąga lód i otwiera czekoladki.
Żeby usiąść na kanapie przekłada ubrania moich dzieci, które je tu rzuciły po przebraniu się w piżamy.
Idąc potykam się o zabawkę mojego młodszego syna.
Ola podnosi głowę i w geście zrozumienia uśmiecha się życzliwie.
Dzień 2. Niedziela.
Całą sobotę spędziliśmy na działce, próbując doprowadzić ją do ładu. Brudni, zmęczeni, ale zadowoleni, wracając do domu zamówiliśmy pizze. Resztkami sił namówiłam dzieci na kąpiel.
Sen przyszedł szybko, więc i ja mogłam odpocząć. Ubłocone buty nie stanęły mi na przeszkodzie.
Niedzielny poranek to piżamowy raj. Smażę więc dzieciom ich ulubione pancakes, a chłopcy nakrywają do stołu.
Dzwonek przy furtce zapowiada niespodziankę.
Ciocia Ania.
Wracając z kościoła przypomniała sobie, że dawno nas nie widziała i postanowiła wpaść z wizytą. Ucieszyłam się na jej widok…
W progu ciocia potyka się o cztery pary ubłoconych do granic absurdu butów. Patrzy na mnie spod oka i zaciskając nieznacznie usta z dezaprobatą kiwa głową.
Zapraszam na kawę – mówię z uśmiechem i gestem wskazuję cioci miejsce w salonie.
Gdzie mam usiąść? – pyta. A ja orientuję się, że oba fotele i kanapa są w lekkim nieładzie (jeśli wiesz co mam na myśli).
Ciocia jest z pokolenia moich rodziców. Niedziela to święto, a w sobotę trzeba wysprzątać mieszkanie.
Ja jestem z pokolenia: żyj i tańcz.
Mamy inne priorytety. Po prostu.
Dzień 3. Środa
Dzwoni telefon. W słuchawce słyszę głos koleżanki, która pyta czy może wpaść z dziećmi na szybką kawę, bo akurat będzie przejazdem w okolicy.
Przychodzisz w odwiedziny, czy z wizytą?– pytam na tyle delikatnie, na ile to możliwe.
A to jest różnica?– odpowiada zaskoczona.
Tak. Jeśli chcesz się ze mną zobaczyć, to będzie mi bardzo miło. Ale jeśli chcesz sprawdzić czy mam porządek, to nie fatyguj się. Nie mam. – mówię bez cienia złośliwości w głosie.
Co dalej?
Na początku w 60% procentach po tych słowach spotkanie nie dochodziło do skutku. Potem odsetek ten spada.
Cóż. W moim domu mieszkają ludzie, więc SPADAJ.
W muzach zawsze jest czysto, jeśli to na tym Ci zależy, zapewniam, że możesz tam miło spędzić czas.
Pozdrawiam,
MumAssist